DOBRANOC

Dobranoc! już dziś więcej nie będziem bawili,
Niech snu anioł modrymi skrzydły cię otoczy,
Dobranoc, niech odpoczną po łzach twoje oczy,
Dobranoc, niech się serce pokojem zasili.

Dobranoc, z każdej ze mną przemówionej chwili
Niech zostanie dźwięk jakiś cichy i uroczy,
Niechaj gra w twoim uchu; a gdy myśl zamroczy,
Niech się mój obraz sennym źrenicom przymili.

Dobranoc, obróć jeszcze raz na mnie oczęta,
Pozwól lica. - Dobranoc - chcesz na sługi klasnąć?
Daj mi pierś ucałować. - Dobranoc, zapięta.
- Dobranoc, już uciekłaś i drzwi chcesz zatrzasnąć.
Dobranoc ci przez klamkę - niestety! zamknięta!
Powtarzając: dobranoc, nie dałbym ci zasnąć.
[Adam Mickiewicz]

ANIOŁY

Pokonam trudy, mozoły czy będzie gorzej, czy lepiej
Uświęcę słowem anioły, one pomogą mi wzlecieć

Na pewno jesteś, bo wierzę
Ukrywasz skrzydła wtulone
Zechciej mnie zabrać ze sobą
Jeżeli jesteś
Aniołem

Na pewno tęsknię i czekam
Na pewno nie wiem co dalej
Jeżeli słyszysz nie zwlekaj
Niech wreszcie będzie wspaniale

Pomimo ciszy i cienia
Pomimo strachu i cierpień
Dostąpię łaski spełnienia gdy przyjdziesz do mnie
Nareszcie

Teraz ja sam najmniejszy z was
Nie wiem czy jeszcze zdołam trwać

Czekam na ciebie
                                                          [muz. Coma]

O ANIOŁACH

Odjęto wam szaty białe,
Skrzydła i nawet istnienie,
Ja jednak wierzę wam,
Wysłańcy.
Tam gdzie na lewą stronę odwrócony świat,
Ciężka tkanina haftowana w gwiazdy i zwierzęta,
Spacerujecie oglądając prawdomówne ściegi.
Krótki wasz postój tutaj,
Chyba o czasie jutrzennym, jeżeli niebo jest czyste,
W melodii powtarzanej przez ptaka,
Albo w zapachu jabłek pod wieczór
Kiedy światło zaczaruje sady.
Mówią, że ktoś was wymyślił
Ale nie przekonuje mnie to.
Bo ludzie wymyślili także samych siebie.
Głos - ten jest chyba dowodem,
Bo przynależy do istot niewątpliwie jasnych,
Lekkich, skrzydlatych (dlaczegóż by nie),
Przepasanych błyskawicą.
Słyszałem ten głos nieraz we śnie
I, co dziwniejsze, rozumiałem mniej więcej
Nakaz albo wezwanie w nadziemskim języku:

zaraz dzień
jeszcze jeden
zrób co możesz.
[Czesław Miłosz]

ŚWIATŁO ŻYWI MIŁOŚĆ

 


Zawsze chciałam
kupić jakąś lampę
do twojego pokoju.
Przecież nie dlatego, że było ciemno,
lecz pragnęłam powiedzieć,
że zapalając co wieczór naszą tajemnice,
mógłbyś pamiętać,
że to ty zażądałeś wymazywania wspomnień.
[Maria Lagureli]

POŻĄDANIE

Nasypem — pośród sosen —
siejemy słowo po słowie —
aż zdanie wyrosło rumiane
o ogrze i o podkowie —

Niepokojąca bladość
zamgliła Twoje lico —
krwią nagłą zapłonęła
Twa wąska tajemnica.

Drżą palce w zapleceniu,
kochają się i pieszczą —
słowo jak papier palony
wiją się i szeleszczą.

Modrzeją już przed nami
pijane, chwiejne ściany —
noc zaskrońcowym skrętem
owija w krąg Bielany
[Emil Zegadłowicz]

ŚLĄSKI ZEGAR

 





Sto tysięcy spraw nieważnych
Wydarło wam spokój z dusz
A tymczasem mkniemy, mkniemy
I do końca blisko już.

Podszczuwania i nagonki,
Wściekłych głupców groźny wrzask,
A mój stary zegar śląski
Tyka – odliczając czas.
[Alfred Kerr]

CZUJ SIĘ SZCZĘŚLIWY

Dzień dobry, mój kochany.
Znajdź trochę czasu, na to, by być szczęśliwym!
Jesteś cudem, który żyje,
Który rzeczywiście istnieje na ziemi.
Jesteś kimś jedynym, niepowtarzalnym,
nie można cię z nikim pomylić.
Czy wiesz o tym?
Dlaczego się nie zdumiewasz,
nie podziwiasz,
nie cieszysz się swym istnieniem
i istnieniem innych wokół ciebie.
Czy to tak oczywiste,
czy to nic nadzwyczajnego,
że żyjesz,
że możesz żyć,
że dano ci czas,
abyś śpiewał i tańczył,
czas, abyś był szczęśliwy?
Po co więc tracić czas
w bezsensownej pogoni za pieniądzem?
Po co tak się martwić o to, co będzie
jutro, pojutrze?
Po co się kłócić, zanudzać innych,
robić tyle zamieszania,
i spać kiedy świeci słońce?
Znajdź czas na to, by być szczęśliwym.

CZAS TO NIE DROGA SZYBKIEGO RUCHU
POMIĘDZY KOŁYSKĄ, A GROBEM,
LECZ MIEJSCE PRZEBYWANIA W SŁOŃCU.

Żyj dzisiaj!
Śmiej się dzisiaj!
Bądź szczęśliwy dzisiaj!
Uwolnij swoje serce.
Twoja radość i szczęście
nie mogą zależeć
od tysiąca błahostek.
[Phil Bosmans]

ŚWIATŁO KSIĘŻYCA

W tym krajobrazie ciemnej zieleni
            światło księżyca
obrączki z blasku lekko, ostrożnie
           kładzie na liściach.

Gwiazd egzotyczne palmy rozkwitły
          w dębów koronach.
Trwa jak ocean w czas wielkiej ciszy
            noc niezgłębiona.

Patrz, tam na ławce chłopiec z dziewczyną
                 siedzą objęci.
I na nich księżyc rzuca odpryski
               astralnej rtęci.

Im się wydaje, że to ich wola
           kochać, całować.
Że im ten biały dysk podpowiada
              miłosne słowa.

A to, ich niesie żelazny przymus
           nurtem tej rzeki,
która w jednaką, jedyną stronę
          płynie przez wieki.
                                  [Janina Brzostowska]

STRÓŻ?

Bóg posłał anioła, żeby mnie pilnował
z wiecznym piórem pod skrzydłem i w zielonej czapce
a ja go wziąłem za chłopca do posług
by parzył mi herbatę i przynosił kapcie

Z anielską cierpliwością zabrał się do pracy
strzegł, chronił, bronił i na zimne dmuchał
a ja, dumny z siebie, nie myślałem wcale
że to nie on mnie, a ja jego powinienem słuchać...
[Ks. Tomasz Opaliński]

ŚWIATŁO

 



Tak długo promieniujesz światłem srebrzystym,
dopóki kochasz -
i nigdy śnieg nie spadnie w twoim sercu czystym.
Dzień nowy promienną rozbłysnął jasnością,
wszystko jaśnieje!
Ach, tys moim niebem - olśniewasz pięknością!

Tak bardzo kocham łąki, dal i słońce -
lecz gdyś ty nadeszła,
wtedy nawet gwiazdy zagasły błyszczące!

płyną dni pełne twojej obecności...
[Janis Rainis]

POBLASK

Na liściach śliski, szklisty poblask.
Pni drzewnych smukłe, wielokrotne,
tkanką zieleni spięte, wspięcie.
Gałęzi czarnych gęsta krata,
tkanką zieleni przysłonięta,
przez którą jednak mży poświata słońca,
gdy z trudem mgły obłoków rozcina
jego rozbłysk, poblask na liście śliski,
szklisty kładąc.
[Stanisław Dąbrowski]

ANIOŁ

Czemu leciał tak nisko ten anioł, ten duch
Sięgający piersiami skoszonego siana?
Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch,
A od kurzu miał ciemne jak Murzyn kolana...

Włos jego - hartowana w niekochaniu miedź!
Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem!
Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć,
Kiedy lecąc sam siebie przemilczał swym ciałem...

Możem zbyt go zobaczył lub uwierzył zbyt,
Bo w niechętnej zadumie przystanął w pół drogi...
I znów w oczach mu błysnął nieczytelny świt,
Gdy do lotu pierś tężył i prostował nogi.

Rosa jeszcze mu ziębła na wargach, a on
Już piętrami swych skrzydeł ku niebu się wzbielił
I ogarom ciała oddał bezmiarom na strwon,
A jam się do niebiosów wówczas onieśmielił...

Odtąd, gdy wchodzę z tobą w umówiony park,
Gdzie światła księżycowe do stóp nam się łaszą -
W twych wargach szukam jego przemilczanych warg
I nie wiem, co się dzieje z tą miłością naszą?...
[Bolesław Leśmian]