SZKODA


Kiedy choinka, leśna dama,
Włoży już swoje stroje,
A w kuchni ciasto piecze mama,
Aż pachnie na pokoje,
Wszystkich ogarnia podniecenie,
Nas i sąsiadów z bloku…
Szkoda, że Boże Narodzenie
Jest tylko raz do roku.

A pod choinką dobry święty,
Co ma brodzisko mleczne,
Podarki składa i prezenty
Dla dzieci, tych, co grzeczne.
Dzieci radują się szalenie
Wśród pisków i podskoków…
Szkoda, że Boże Narodzenie
Jest tylko raz do roku.

A kiedy w końcu mama prosi
Do stołu, bo nakryte,
To jakby anioł się unosił
Nad nami pod sufitem.
Za gardło chwyta nas wzruszenie
I łezkę mamy w oku…
Szkoda, że Boże Narodzenie
Jest tylko raz do roku.
                               [Ludwik Jerzy Kern]

CAŁĄ NOC PADAŁ ŚNIEG

Całą noc padał śnieg cichy, cichy, cichuteńki.
Przyszedł świt, a tu świat cały biały, bielusieńki,
jakby kto świata skroń gładził chłodem białej ręki
i powiedział szeptem doń: Nic się nie bój mój maleńki

Niech cię głowa już nie boli, niech cię smutna myśl nie trapi,
bo od dziś, bo od dziś - pokój ludziom dobrej woli.
Otwórz oczy, znów się zbudź z mroków czarnej melancholii
i ptaszęcym głosem nuć - pokój ludziom dobrej woli.

W słońcu - patrz - skrzy się śnieg, szron na drzewach jak koronki.
Spoza gór, spoza rzek, spoza łąki i rozłąki,
spoza leśnych srebrnych cisz, jakby dzwony skądś dzwoniły
i mówiły światu: "Słysz! Nic się nie bój świecie miły.

Niech cię głowa już nie boli, wszystkim żalom połóż kres,
dosyć trosk i dosyć łez - pokój ludziom dobrej woli...
Nową drogę zacznij stąd, już za tobą dni niedoli
Dzisiaj w dzień Wesołych Świąt - pokój ludziom dobrej woli

Tak po cichu i powoli
białym śniegiem nuci mu...
choćby dziś, w tym jednym dniu
Pokój ludziom dobrej woli...
                                              [Marian Hemar]


RÓŻE SAADI

 


Chciałam ci tego ranka przynieść moje róże,
Ale bukiety jednak stały się tak duże,
Że pękły wstążki, w które chciałam je owinąć.

I wszystkie róże z mojej uleciały dłoni
Ku morzu, wiatr wraz z falą w nieznane je goni
I przecież nie powrócą już, bo wszystkie zginą.

Fale stały się przez nie czerwone jak płomień,
Sukienka moja tylko pachnie tak jak one,
Pooddychaj więc nimi wieczorną godziną...

                                [Marcelina Desbordes-Valmore]

MIECZ

 

Jestem Michał, Archanioł.
Trzymam w ręce miecz prawdy.
Odcinam wszystkie złe moce,
Co świat otaczają wokół.

Jeśli przystąpisz do nowej prawdy,
Połączę cię z nieskończonym źródłem.
Wybawię od strachów i lęków.
Przemienię twe serce w żywe złoto,
A świadomość w brylant bez skazy.

Mój miecz jest kluczem do twojej wolności.
Zrobię z ciebie piękny instrument.
Zagrasz i zatańczysz w pełni miłości,
Przed Wielkim Światłem.
                                            [z netu]

TRUDNO ZDZIWIĆ SIĘ ZIMĄ...

 





Trudno zdziwić się zimą,
gdy wszystko pokrywa jednostajna biel,
jak cuda pokrywa zwyczajność.
Ale od zdziwienia zaczyna się zachwyt, wiara, miłość...
Zdziwieniem żywi się nadzieja,
której tak nam potrzeba nie tylko zimą.

                                   [Tadeusz Ruciński]

ZAGUBIONE ANIOŁY

 
 
 
 
Błąkają się po świecie
Niespokojne dusze
Mijamy się codziennie
Nie słysząc nawet
Trzepotu białych skrzydeł
Czujemy wzajemną
Obecność w powiewie
Błękitnego oceanu
Czasem się wzruszamy
śmiejemy się szczerze
W płomieniu pamięci
Zamykamy pokornie oczy
                             [Zbigniew Barteczka]
 

BALONIK

Płacze dziewczynka:
balon uciekł jej.
Ludzie mówią:
nie płacz.
A balonik hen...

Płacze dziewczyna:
chłopca trzeba jej.
Ludzie mówią:
nie płacz.
A balonik hen...

Płacze kobieta:
mąż porzucił mnie.
Ludzie mówią:
nie płacz.
A balonik hen...

Płacze staruszka:
mamo, dosyć łez.
A balonik wrócił
                                                                                                           i niebieski jest..

                                                          [sł. i muz. Bułat Okudżawa]

ANIELSKA MIŁOŚĆ

"Podczas szarych i mglistych dni...
Zamknięty w pajęczynie mroku...
Skulony od bólu i mrozu...
Czekał na pierwsze promienie słońca...
Uśpiony w kręgu istnienia...
Zatruty toksyczną mieszanką...
Jako cień padało jego ciało...
                                 Dla Ciebie mój Aniele...
                                 z krwistymi pięknymi skrzydłami...
                                 Jaśniejsza niczym zorze poranne...
                                 Słodsza niż miody elizejskie...
                                 Dla Ciebie dziś oko otworzył...
                                 Wciągnął płytko ożywcze tchnienie...
Przyszłaś tu nie wiadomo skąd...
Twe imię na zawsze ukryte zostanie...
Może zbłądziłaś, zgubiłaś swą drogę...
Na strzępy rozerwałaś mych strażników...
Stłumiłaś ciszę bębniącą od wieków...
Znalazłaś go wśród tego mroku...
                                                                                     Leżał cicho na mroźnych posadzkach...
                                                                                     zbuntowany... upadły przed laty...
                                                                                     Od bólu... cierpienia skulony...
                                                                                     Niczym liść zdeptany i porzucony...
                                                                                     W kałuży swej krwi zanurzony...
Przyniosłaś ze sobą świeżość...
i stopy przybrałaś kwiatami...
Poiłaś nektarem ust Twoich...
Karmiłaś słowami nadziei...
By uwierzył, że wciąż latać potrafi...
Słuchał bajek o wróżkach i magach...
W wyobraźni daleko wciąż był...
                                     Oddałaś mu część swoich piór...
                                     Otuliłaś by skóra nabrała rumieńców...
                                     Zakrywałaś szpary wspomnień...
                                      i przeszłość bolesną...
                                     Chciałaś nauczyć go żyć od nowa...
                                     Sprawić by słońce znów jasno świeciło...
Zabrało Ci to wiele nocy...
Nie przespanych, męczących i długich...
Wiele gwiazd straciło swój blask jedyny...
Wiele wody spłynęło w głąb ziemi...
                                                                                 By znów odżył... nauczył się kochać...
                                                                                 By znów twardo mógł stanąć na ziemi...
                                                                                 Poczuł powiew w swych skrzydłach tak czarnych...
                                                                                 Pewny, że świat należy też i do niego...
Tuliłaś, gdy dreszcze go brały...
Czuwałaś, gdy odchodził myślami...
Całowałaś, gdy rany krwawiły...
I czekałaś, gdy mijały godziny...
                                          Wciąż wierzyłaś że pióra zbieleją...
                                           Że znów w pełni jasności powstanie...
                                           Że uleci wysoko pod chmury...
                                           Że twój uśmiech kiedyś odwzajemni...
Lecz mijały kolejne wieczory...
Kwiaty więdły... zapachy znikały...
Jego ciemność ustąpić nie chciała....
Wpleciona głęboko w jego duszę...
Niczym kotwica rzucona na morzu...
                                                                                        Pokochałaś te pióra cierpienia...
                                                                                        niczym swoje tuliłaś do serca...
                                                                                        Łzy roniłaś gdy padały na ziemię...
                                                                                        i gdy w proch się zamieniały...
Pokochałaś jego oczy bezdenne...
Niczym w lustrze odbicie tylko było...
Nie pozwalając nikomu przejść dalej...
Niczym bramy chroniły jego duszy...
                                       Pokochałaś...
                                       Bez pewności, że czuł to samo...
                                       Ze strachem, że mrok na zawsze zostanie...
                                       Lecz też lękiem przed prawdy promykiem...
                                       Wolałaś nie poznać prawdziwej natury...
                                       W niepewności zanurzyć się trwając do końca...
Zimy mijały... i letnie wieczory...
Zamieszkali w jaskini przeszłości...
Lecz ubrali ją w ciepło i jasność...
Zapełnili miłością anielską...
Blask gwiazd wpuścili do środka...
Z odrobiną cienia po kątach...
                                                                                  Ich dusze odeszły letniego poranka...
                                                                                  Wszystkie świerszcze żegnały ich wtedy...
                                                                                  Wtuleni z uśmiecham na twarzy...
                                                                                  W pełni słońca zdążali do nieba...
                                                                                   Szczęśliwi, że życie im siebie dało...
                                                                                   Że jej miłość sprawiła cud wielki...
A w tym miejscu w jaskini ich życia...
W noc sierpniową... i krwistą do rana...
Na skale gdzie głowy trzymali...
Dwa kwiaty wyrosły tej nocy...
                                        Jeden wielki radosny... tęczowy...
                                        Niczym motyl mieniący swe barwy...
                                        Drugi smukły i czarny jak smoła...
                                        Niczym noc zamknięta w pudełku...
Dwa kwiaty nadziei i mroku...
Splecione liśćmi na zawsze...
Jednością silne... wzgardzone światem...
I ukryte przed słońcem głęboko...
Tylko siebie potrzebowały do życia..."
                                     [z netu]

BYĆ MOTYLEM...

Być motylem...
obudzić się na zielonej łące
 i wykąpać w kropelce rosy.

Być motylem...
usiąść na płatku różowej stokrotki
i ukoić się jej zapachem.

Być motylem...
zatańczyć z wiatrem wśród
obłoków i podarować słońcu uśmiech.

Być motylem...
zachwycać swym pięknem kogoś
obcego usiąść na ramieniu
i szepnąć do ucha
- popatrz, jaki świat jest piękny!
                                           [z netu]

POETKA

Poetka.

Czy to drobna kobietka
chodząca z głową w chmurach,
która
nie wie ile kosztuje schab?

Czy jej świat
jest wyłącznie tęczowy, kwiatowy
ewentualnie
tonie w bagnie
- zdradzonej miłości?

Czy poetka, rzuca się w pościg
za słowem,
kiedy normalny człowiek,
boryka się z życiem?

Czy pod przykryciem
- romantyki,
poetka szuka taktyki,
jak się wymigać
od przyziemnych spraw?

Chce sobie wygrać
życie wśród braw?

Poetka.

To zwyczajna kobieta.
Też czasem myśli o kotletach,
sprzątaniu, praniu, gotowaniu,
mężu, dzieciach,
o tym, że przeleciał
dzień jak mgnienie.

Czasem jest smutna,
czasem się śmieje.
Jest tak zwyczajna, że aż niemożliwa.
Może troszkę bardziej wrażliwa
na otoczenie...

Już sama nie wiem...
Kiedy kobieta jest poetką?
Może gdy lekko
słowa ze sobą splata
i delikatnie
układa
na dnie
serca czytelnika
- jak w szkatule zamyka
i wraca do spraw powszednich.

Może wtedy...

                    [Dorotek]

W ZIMOWY WIECZÓR

Za oknem już zimowy wieczór,
na niebie błyszczą gwiazd diamenty.
A księżyc chowa się na przekór,
to ukazuje znów nadęty.

W starym kominku ogień płonie,
upojna płynie wciąż muzyka.
Ja trzymam w swoich twoje dłonie,
serc naszych głośne bicie słychać.

Na myśl przychodzi wiele wspomnień,
dziś rozumiemy je inaczej.
Przytul się mocniej miła do mnie.
Słuchaj - za oknem wicher płacze.

Teraz mnie okryj czułym szeptem,
i przed miłością się nie wzbraniaj.
Ona na szczęście jest receptą,
jest miarą życia i przetrwania.
                                [Ryszard Kisiel "Wrobel"]

ROZMOWA BEZ SŁOWA

 

Z tobą choćby pomilczeć
Jakże jest ciekawie
Gdy siedzisz cała piękna
Przy swej małej kawie

I podnosisz filiżankę
Nie nazbyt wysoko
Jakbyś chciała sprawdzić
Czy jest jeszcze po co

Włosy twe kochane
Oczy twe kawowe
Jakże cię podziwiam
W tej cichej rozmowie

                                 [Adam Ziemianin]

"NIGDY NIE MÓW ŻEGNAJ"

  • Dlatego zawsze powtarzam, że czas znaczy TERAZ, jeśli kochać, to TERAZ, jeśli przepraszać, to TERAZ, jeśli trzymać za rękę, to TERAZ. Inaczej kiedyś jak ja będziecie prosić utraconą miłość o przebaczenie.
  • Jestem ojcem, nie mogę cię ukarać, ale dać ci radę: zostaw Richiego. Nie kochasz go. Nie pozwalasz mu odnaleźć prawdziwej miłości i sobie też. Taki niespełniony związek nie przyniesie nikomu szczęścia.
  • Ludzie powinni pobierać się tylko z miłości. Jeśli związek nie opiera się na miłości rozpadnie się.
  • Miłość i śmierć przychodzą nieproszone. Nikt nie ma na nie wpływu.
  • Nigdy nie mów „żegnaj”. „Żegnaj” odbiera całą nadzieję na ponowne spotkanie.
  • Nigdy nie słucham rad innych, jednak sam chętnie doradzam. Należy słuchać nieznajomych, czasami widzą więcej niż bliscy.
  • Oboje mamy wady. Różnica polega na tym, że ty zawsze mówisz o zakończeniu związku, a ja – o naprawianiu go.
  • Po latach znaleźliśmy szczęście i miłość, ale często myślimy – jaka szkoda, że po drodze musieliśmy złamać tyle serc.
  • Ponoć rany goją się z czasem. Niekiedy jednak wraz z biegiem czasu pogłębiają się.
  • To właśnie tego pięknego dnia poznałem swoją żonę. Dlatego co roku świętuję to nasze spotkanie i proszę ją o przebaczenie... by wybaczyła mi każdy dzień, w którym moje marzenia ważniejsze były od moich najbliższych; by wybaczyła każdy moment, w którym ją zraniłem i nawet nie próbowałem przeprosić. Ale najbardziej proszę, by wybaczyła mi te niezliczone chwile, gdy zapominałem jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Myślałem, że będę miał na to dużo czasu, ale myliłem się. Czas skończył się wraz z jej śmiercią...
  • Wielkie historie o niekończącej się miłości skończyły się dawno temu. Trzeba nauczyć się żyć z tymi malutkimi.
  • Wszyscy tutaj mówią o związkach, ale związki to nie słowa tylko okoliczności.
[Cytaty z filmu "Nigdy nie mów żegnaj"]

TEN POCAŁUNEK...

 

Ten pocałunek
pachniał jak rozgryziona łodyga maku
czerwono posypał się z warg
zakwitł
w miękkim wgłębieniu dłoni
kiedy wspiełam się na palce
dzwonił
w dojrzałym polu
lecz wtedy
nie było już mnie
znikłam
w tym złotym pocałunku

     [Halina Poświatowska]

MODLITWA O ŚMIECH

Śmiechu mi trzeba
Na te dziwne czasy
Śmiechu zdrowego
Jak źródlana woda

Niech mnie kołysze
W tej wielkiej podróży
I niech prowadzi
Gdzie śmieszna gospoda

Niech dźwięczy męczy
Aż do zadyszki
Śmiechu mi trzeba
Przede wszystkim

Niech się zatrzęsą
Od śmiechu ściany
Niechaj na zawsze
Będę nim pijany

Nic okrutnego
Nic cynicznego
Śmiechu mi trzeba
Bardzo ludzkiego

                                      [Adam Ziemianin]

WIERSZE NA ŚWIĘTO ZMARŁYCH - Ks. Jan Twardowski

O STALE OBECNYCH

Mówiła że naprawdę można kochać umarłych
bo właśnie oni są uparcie obecni
nie zasypiają
mają okrągły czas więc się nie spieszą
spokojni ponieważ niczego nie wykończyli
nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi
nie połykają tak jak my przerażonego sensu
nie udają ani lepszych ani gorszych
nie wydajemy o nich tysiąca sądów
zawsze ci sami jak olcha do końca zielona
znają nawet prywatny adres Pana Boga
nie deklamują miłości
ale pomagają znaleźć zagubione przedmioty
nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć
nie straszą pustka pełną erudycji
nie łączą świętości z apetytem
bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilkę
przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem
ocalili znacznie więcej niż duszę


BLISCY I ODDALENI

Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają
i muszą się spotkać aby się ominąć
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało
 są inni co się nawet po ciemku odnajdą
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
byliby doskonali lecz wad im zabrakło
 bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej
niektórzy umierają-to znaczy już wiedzą
miłości się nie szuka jest albo jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek
są i tacy co się na zawsze kochają
i dopiero dlatego nie mogą być razem
jak bażanty co nigdy nie chodzą parami
 można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem.

UMARLI
Najciszej drogą nieznaną
największe przychodzi samo
ten co rozdziela i łączy
zaczyna bez nas i kończy
badasz ważysz i śledzisz
swój brzeg bez odpowiedzi
słonie straszą bo wielkie
owady dlatego że małe
chodzą po ziemi po niebie
umarli dokoła ciebie


ŚWIĘTO ZMARŁYCH

Pojechałam na groby
i tym sposobem
odwiedziłam ludzi
których nie ma
lecz są ślady
ich istnienia
mogiły kryją
zmarłe ciała
ale pamięć o nich
nie uleciała
my żywi
ciągle pamiętamy
świeczki zapalamy
stoimy w zadumie
patrząc
na kamienne krzyże
wiatr
nam nieraz
plecy liże
czasem łza
po policzku płynie
a myśli błądzą
po zmarłych krainie...

                                      [Bernadyna Łuczaj]

KOBIETA MÓWI O SWOIM ŻYCIU

Wiatr mnie pędzi po drogach,
wiatr, bóstwo odmiany
o dmuchających policzkach.
Kocham ten wiatr,
cieszę się
odmianom.
Chodzę po świecie
we dwoje albo sama
i miłe są jednakowo
tęsknota i śmierć tęsknoty,
która nazywa się spełnienie.
Czegoś jest we mnie za dużo.
Przelewam się przez brzegi
jak drożdże. Drożdże mają
swój własny rodzaj szczęścia.
Idę, ciągle idę,
czasem przyłącza się do mnie mężczyzna.
Idziemy razem,
on mówi, że to do śmierci,
potem gubi się o zmroku
jak rzecz nieważna.
Idę sama,
potem znów na zakręcie
zjawia się nowy towarzysz.
Idę, ciągle idę,
wiatr pędzi po drogach.

Na moich drogach
zawsze wieje wiatr.
                                     [Anna Świrszczyńska]

NAD WODĄ

 Nad wodą tak mi tutaj fajnie,
Tak mi tu dobrze.
Tak mi tutaj Krainie,
Jak nigdzie nie było dobrze. 

Ziemia pachnie i trawa
Dookoła wody, trzciny,
A przy niej kaczek wrzawa,
I ja tutaj wesoł jedyny.
 
Nikt na mnie nie krzyczy,
Nikt mnie nie woła.
Las wszędzie dziewiczy,
A nad nim lot sokoła. 

Kocham to miejsce uwielbienia,
Jak życie, choć  k a l e k i e.
Tutaj nigdy nie mówię do widzenia,
Bo wszystko jest bliskie, a nie dalekie.
 
Słońce wyszło spoza chmur,
Łuskając czoła sosen.
Mamże tutaj leśny mur,
Z pięćdziesięciu trzech, jedenaście wiosen.
 
Ogrodzony jestem wodą, Puszczą,
A chroniony mgłą i ciszą.
Żyć tutaj tylko wieszczom,
Skoro Natury tętna, myśli wieszczy słyszą.
 
Więc nie trzeba sympatyków,
Skoro żywioł to docenia.
Tutaj tańczę z Naturą, nie dla wybryków,
A wraz z ciszą do uśpienia...

                                         [Mieczysław Borys]

ANIOŁ MOJEJ DUSZY

Pochylasz się nade mną...
Dotykasz białego czoła swoją ciepłą dłonią
i tym samym okrywasz mnie płaszczem utkanym z marzeń...

Niczego się nie lękam,
bo trwasz przy mnie...
zawsze
Jesteś częścią tego co nieśmiertelne
Jesteś Aniołem... Aniołem mojej duszy...

Więc wejrzyj w nią swymi gwieździstymi oczami,
roztop ten kryształowy mur mojego serca,
w którym lśni "Jezioro Łez"...
Nie pozwól by znowu wezbrało...
Zostań
na zawsze...
Bo przecież jesteś częścią tego, co nieśmiertelne...
Jesteś aniołem...
Aniołem mojej duszy... 
                                               [z netu]

KOBIETA,KTÓRA CZEKA

 






Czeka , patrzy na zegar swych lat,
gryzie chustkę z niecierpliwości.
Za oknem świat zszarzał i zbladł...
A może już za późno na gości?

[Maria Pawlikowska-Jasnorzewska]

KOŁYSANKA

Słodkie sny, czułością swych cieni
Maleńkiego kołyszcie głowę!
Słodkie sny z tych błogich strumieni,
Gdzie promienie śpią księżycowe!

Słodkie sny, z puchu, z pajęczyny
Uwijcie dla niego koronę,
Skrzydłami osłońcie cichymi
Kołyskę, Anioły łagodne.

Słodkie pośród nocy uśmiechy,
Całonocne uśmiechów czuwanie —
Przed wami smutki się rozpierzchły.
Nad moim jaśniejcie kochaniem.

Najcichsze, gołębie westchnienia —
Niech się nad nim cisza rozpostrze
Ta najcichsza, gołębia, senna,,
Słodkie tchnienia, uśmiechy słodsze.

Usnęło, uśmiecha się wszystko,
Co napełnia przestrzenie świata.
Spij błogo, szczęśliwie! Tu blisko,
Blisko — będę nad tobą płakać.

W twej, maleńki, twarzy jak w niebie
Obraz widzę umiłowany.
Tak leżał, podobny do ciebie,
Stwórca niegdyś, płacząc nad nami —

I nad nami, i nad wszystkimi.
Był dzieckiem. Możesz Go zobaczyć
Zawsze. On wargami boskimi
uśmiecha się teraz i patrzy

Na wszystkich — i na ciebie, na mnie.
On jako dziecko do nas przyszedł.
Uśmiech dziecka to o Nim pamięć:
Niebu, ziemi przynosi ciszę.

           [William Blake]

ŚNIŁEM...

Śniłem o Pięknej Królewnie
Pięknej Duszy O cudnym uśmiechu,
Ona wtulona we mnie
Zakochana w Zwykłym marnym człowieku

Śniłem o Duszy Anielskiej
Z błękitnego nieba zesłanej
Chciałem wejść w Królestwo Niebieskie
Dla tej jedynej, właśnie dla Niej

Śniłem o Róży Czerwonej
Delikatnej i bardzo czułej
Której serce Miłości Spragnione!
Róży bez kolców, która mnie nie ukłuje

Śniłem o Skarbie Szlachetniejszym niż złoto
Skarbie bezcennym O blasku większym niż księżyc
Nie dowierzałem swoim oczom
Pragnąłem się nie obudzić, aby zwyciężyć

Śniłem o Kobiecie w Szacie Białej
Której jasność mnie ślepiła
Aby ona istniała naprawdę... Po cichu myślałem
Przy niej piękną by była każda zła chwila

Śniłem i Marzyłem o Tobie Kochana
Nie wiedząc ze jesteś tuż tuż...
Jeżeli ty nadal jesteś snem i uciekniesz z rana
To błagam! Nie budźcie mnie ze snu
                                    [El Melone]




WSPOMNIENIA

Zagubione serce
Zagubiona dusza
potęgą rozpaczy
Zawiść swą wymusza
          
Nie zawiść zazdrości
Lecz zawiść cierpienia
która w oka mgnieniu
W gorycz się przemienia
          
Zagubione serce, jak zgnębione dziecię
Zagubiona  dusza, tuła się po świecie
W sercu bardzo  wiele
Wspomnień złych zostało
choć istota żyje, wszystko w niej umarło.  

                                       [Agnieszka Różnowicz]

ZAGUBIONY TANCERZ

 


Zwiędły suknie i wachlarz z piór strusich
czas opada jak chmura szarańczy
wszystko kończy się prędzej niż musi
gra muzyka lecz nie ma z kim tańczyć

tancerz miły odszedł w dalszą drogę
gdzie jest nie wiem ani wy nie wiecie
jeśli tu go odszukać nie mogę
jakże znajdę go w wielkim wszechświecie
 
[Maria Pawlikowska-Jasnorzewska]

TYGRYS

Tygrysie! Łuną dzikiej mocy
W ogromnych świecisz borach nocy!
Twą przeraźliwą piękność jakież
Stworzyły ręce, jakież oczy?

W jakich głębinach czy niebiosach
Zażegła się twych ślepi siła?
Jaka ją burza tu przyniosła?
Jaka ją śmiałość pochwyciła?

Czyja to sztuka, czyje dzieło,
Potworne mięśni twoich sploty?
Kiedy twe serce bić zaczęło,
Jakie tam pracowały młoty?

Jakie prężyły się powrozy?
Jakie tam piece ogniem ziały,
Gdy mózg śmiertelnej pełen grozy
Straszliwe palce kształtowały?

Włócznie z gwiazd kiedy spadły bożych
I płacz gwiaździsty skrzył się w niebie,
Czy On polubił cię? On stworzył
Jagnię! Czy stworzył także ciebie?

Tygrysie! Łuną dzikiej mocy
W ogromnych świecisz borach nocy!
Tę straszną piękność jakież śmiały
Kształtować ręce, jakież oczy?

                               [William Blake]

CZARODZIEJKA

Jestem słońcem
i księżycem,
całuję Cię
w dzień i noc,
choć nie widzę...
Sny pachnące
radością
także Ci wysyłam
i wszystkie dni
cudowne
bez zmartwień
dla Ciebie
zatrzymam...

                           [Sophia-Tczew]

MACHO

On był ewidentnie macho.
Nie wiadomo za co
kochały go kobiety.
Ja też niestety
nie wiem
dlaczego w niebie
jego
umięśnionego
ciała
odpływałam
bez mała
w krainę błogości.

To był macho ewidentnie
z krwi i kości.
Wszystko miał męskie,
każde mięśnia włókno.
Naprawdę trudno
było się do czegoś przyczepić.

No, dobrze... klepki
siódmej
podobno nie posiadał.
Według jego ślubnej
na siłowni postradał
sześć pozostałych.
Ale to był macho,
widać mu zawadzały,
gdy ciężką pracą
mięśnie rzeźbił boskie.
A że mówił troszkę
mało?

Cóż, jego ciało
było bardzo elokwentne.
Do dziś na wspomnienie blednę
w jakie wdawało się dialogi ze mną.

To był prawdziwy macho... na pewno.

***
Dla matematyków i księgowych,
którzy są mi gotowi
wytknąć złą liczbę brakujących klepek
(pięć nie siedem)
wyjaśniam
- on nawet w brakach wyrastał
nad przeciętność.

To był macho z wartością bezwzględną.
                                                       [Dorotek]

BUKIET LIŚCI

Kruche bukiety stoją w wazonach
w kolorach brązu, ochry, czerwieni.
Takie życzliwe, takie uśpione,
czas oszukały, już ich nie zmieni.

Stoją dostojnie, zdobią i lato,
swoją urodą przypominają.
Ogród w bukietach skryty i oto
uśmiechy budzi. Można się zająć

ich oglądaniem, wybraniem miejsca,
na którym w końcu je ustawimy.
Uśpione życie w trawach i w liściach,
w owocach głogu i jarzębiny.

Przypominają stare kobiety,
gdy pogodzone już z przemijaniem,
szeleszczą, jak ten w czasie zaklęty
bukiet jesienny, wciąż takie same.

Ciche, spokojne i uśmiechnięte,
wśród wspomnień żyją. Czasem się przyśni
ktoś z ich młodości. Choć wszystko więdnie,
w pamięci został jak bukiet liści.

                                            [Ako Ros]

PRZEMIJANIE LATA

 






Przemija wolno lato
Świat zmierza do jesieni.
Niech sen twój jak liście
Barwami tęczy się mieni.
                         [Kalina Bieluch]

WILK

Pierzchliwy, szary w ostatnim półmroku,
wędrując, ślady zostawia na brzegu
rzeki bez nazwy, co zaspokoiła
jego łaknienie, a ciemne jej wody
gwiazd nie odbijają. I właśnie tej nocy
wilk jest zaledwie cieniem, co błądzi samotnie,
szukając swej samicy, i dreszcz czuje chłodny.
On jest ostatnim wilkiem tamtej Anglii.
Odyn i Thor to wiedzą. W swym wysokim
kamiennym zamku król był postanowił
skończyć z wilkami. Już świeżo wykute
żelazo srogie na twoją śmierć czyha.
Wilku saksoński, daremne twe gody.
Okrutnym być to mało. Ty jesteś ostatni.
Gdy tysiąc lat przeminie, pewien stary człowiek
wyśni ciebie w Ameryce. Chociaż tobie
na nic się zda sen jego z dalekiej przyszłości.
Okrążają cię ludzie, którzy już od dawna
przez leśną głuszę idą twoim tropem,
pierzchliwy, szary w ostatnim półmroku.
                            [Jorge Luis Borges]

SZCZĘŚLIWY, KTO KOCHA BOGA

Szczęśliwe serce tak rozmiłowane,
Że w Bogu wszystkie są jego pragnienia,
Dla tej miłości ma w proch podeptane
Wielkości świata, ułudy stworzenia,
I tylko w Bogu znajduje swą chwałę,
Obfitość szczęścia i rozkosze trwałe.

Dla tej miłości umie zaprzeć siebie,
Nie szuka tutaj ziemskiej szczęśliwości,
Wzrok swojej duszy utopił hen, w niebie,
Kędy jaśnieje blask wiecznej światłości...

I wśród wzburzonych życia tego toni
Dąży z otuchą, gdzie pieśń szczęścia dzwoni.
                                    [Św. Teresy z Avila]

MIMO TO...

Ludzie są nierozsądni, nielogiczni i zajęci sobą,
Kochaj ich mimo to.
Jeśli uczynisz coś dobrego, zarzucą ci egoizm i ukryte intencje.
Czyń dobro mimo to.
Jeśli ci się uda, zyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
Staraj się mimo to.
Dobro, które czynisz, jutro zostanie zapomniane.
Czyń dobro mimo to.
Uczciwość i otwartość wystawią cię na ciosy.
Bądź mimo to uczciwy i otwarty.
To, co zbudowałeś wysiłkiem wielu lat, może przez jedną noc lec w gruzach.
Buduj mimo to.
Twoja pomoc jest naprawdę potrzebna.
Ale kiedy będziesz pomagał ludziom, oni mogą cię zaatakować.
Pomagaj mimo to.
Daj światu z siebie wszystko, a wybiją ci zęby.
Mimo to dawaj światu z siebie wszystko.
                                    [Matka Teresa z Kalkuty]

SPŁYNĄŁ NA MNIE ANIOŁ...

 





Spłynął  na  mnie  Anioł
ze  złotymi  skrzydłami
jego  zamknięte  oczy
i  złożone  dłonie
przyniosły  mi  łzy  ulgi
-  czy  rzeczywiście
przyniósł  mi  na  skrzydłach
Poezję?
                      [Dorota Łukowiak]

ŻĄDANIA MĘŻCZYZNY

Kochaj mnie wszystkim, czym jesteś,
Uczuciem, myślą, wzrokiem, ciałem.
Kochaj w najdrobniejszym geście
I w istnieniu całem.
II
Kochaj mnie młodością swoją
W szczerym przyzwoleniu,
Przysięgami, co się boją
Słów w czułym milczeniu.
III
Kochaj mnie lazurem oczu,
Co przyrzeka wszystko;
Skoro barwę z nieba toczą,
Prawda niebios blisko.
IV
Powiekami, które skrycie
Kryją oczy śniegu ciszą,
Kochaj serca głośnym biciem,
Niech sąsiedzi słyszą.
V
Kochaj dłonią wyciągniętą
Swobodnie z daleka.
Kochaj stopą, która czując
Krok za sobą, zwleka.
VI
Kochaj mnie głosem, co w obronie
Nagle słabnie trochę,
I rumieńcem, który płonie,
Kiedy szepczę: "Kocham".
VII
Kochaj mnie sercem myślącym,
Złam je westchnieniami.
Od żywych i konających
Odwróć się myślami.
VIII
Kochaj w pozach uroczystych,
Kiedy świat cię wieńczy,
I pośród aniołów czystych,
Gdy modląc się klęczysz.
IX
Kochaj czysto, jak to w głuszy
Leśnej czynią zakochani,
I wesoło, mocno, z duszy,
Jak urocza pani.
X
Przez nadzieję, chociaż płocha,
Co oddali nas lub zbliży,
Za dom i za grób mnie kochaj,
I za to, co wyżej.
XI
A gdy szczerą miłość wzrok
I kobiece serce wyzna,
Będę kochał cię — przez rok,
Jak umie mężczyzna.
                                  [Elizabeth Barrett-Browning]