BALONIK

Płacze dziewczynka:
balon uciekł jej.
Ludzie mówią:
nie płacz.
A balonik hen...

Płacze dziewczyna:
chłopca trzeba jej.
Ludzie mówią:
nie płacz.
A balonik hen...

Płacze kobieta:
mąż porzucił mnie.
Ludzie mówią:
nie płacz.
A balonik hen...

Płacze staruszka:
mamo, dosyć łez.
A balonik wrócił
                                                                                                           i niebieski jest..

                                                          [sł. i muz. Bułat Okudżawa]

ANIELSKA MIŁOŚĆ

"Podczas szarych i mglistych dni...
Zamknięty w pajęczynie mroku...
Skulony od bólu i mrozu...
Czekał na pierwsze promienie słońca...
Uśpiony w kręgu istnienia...
Zatruty toksyczną mieszanką...
Jako cień padało jego ciało...
                                 Dla Ciebie mój Aniele...
                                 z krwistymi pięknymi skrzydłami...
                                 Jaśniejsza niczym zorze poranne...
                                 Słodsza niż miody elizejskie...
                                 Dla Ciebie dziś oko otworzył...
                                 Wciągnął płytko ożywcze tchnienie...
Przyszłaś tu nie wiadomo skąd...
Twe imię na zawsze ukryte zostanie...
Może zbłądziłaś, zgubiłaś swą drogę...
Na strzępy rozerwałaś mych strażników...
Stłumiłaś ciszę bębniącą od wieków...
Znalazłaś go wśród tego mroku...
                                                                                     Leżał cicho na mroźnych posadzkach...
                                                                                     zbuntowany... upadły przed laty...
                                                                                     Od bólu... cierpienia skulony...
                                                                                     Niczym liść zdeptany i porzucony...
                                                                                     W kałuży swej krwi zanurzony...
Przyniosłaś ze sobą świeżość...
i stopy przybrałaś kwiatami...
Poiłaś nektarem ust Twoich...
Karmiłaś słowami nadziei...
By uwierzył, że wciąż latać potrafi...
Słuchał bajek o wróżkach i magach...
W wyobraźni daleko wciąż był...
                                     Oddałaś mu część swoich piór...
                                     Otuliłaś by skóra nabrała rumieńców...
                                     Zakrywałaś szpary wspomnień...
                                      i przeszłość bolesną...
                                     Chciałaś nauczyć go żyć od nowa...
                                     Sprawić by słońce znów jasno świeciło...
Zabrało Ci to wiele nocy...
Nie przespanych, męczących i długich...
Wiele gwiazd straciło swój blask jedyny...
Wiele wody spłynęło w głąb ziemi...
                                                                                 By znów odżył... nauczył się kochać...
                                                                                 By znów twardo mógł stanąć na ziemi...
                                                                                 Poczuł powiew w swych skrzydłach tak czarnych...
                                                                                 Pewny, że świat należy też i do niego...
Tuliłaś, gdy dreszcze go brały...
Czuwałaś, gdy odchodził myślami...
Całowałaś, gdy rany krwawiły...
I czekałaś, gdy mijały godziny...
                                          Wciąż wierzyłaś że pióra zbieleją...
                                           Że znów w pełni jasności powstanie...
                                           Że uleci wysoko pod chmury...
                                           Że twój uśmiech kiedyś odwzajemni...
Lecz mijały kolejne wieczory...
Kwiaty więdły... zapachy znikały...
Jego ciemność ustąpić nie chciała....
Wpleciona głęboko w jego duszę...
Niczym kotwica rzucona na morzu...
                                                                                        Pokochałaś te pióra cierpienia...
                                                                                        niczym swoje tuliłaś do serca...
                                                                                        Łzy roniłaś gdy padały na ziemię...
                                                                                        i gdy w proch się zamieniały...
Pokochałaś jego oczy bezdenne...
Niczym w lustrze odbicie tylko było...
Nie pozwalając nikomu przejść dalej...
Niczym bramy chroniły jego duszy...
                                       Pokochałaś...
                                       Bez pewności, że czuł to samo...
                                       Ze strachem, że mrok na zawsze zostanie...
                                       Lecz też lękiem przed prawdy promykiem...
                                       Wolałaś nie poznać prawdziwej natury...
                                       W niepewności zanurzyć się trwając do końca...
Zimy mijały... i letnie wieczory...
Zamieszkali w jaskini przeszłości...
Lecz ubrali ją w ciepło i jasność...
Zapełnili miłością anielską...
Blask gwiazd wpuścili do środka...
Z odrobiną cienia po kątach...
                                                                                  Ich dusze odeszły letniego poranka...
                                                                                  Wszystkie świerszcze żegnały ich wtedy...
                                                                                  Wtuleni z uśmiecham na twarzy...
                                                                                  W pełni słońca zdążali do nieba...
                                                                                   Szczęśliwi, że życie im siebie dało...
                                                                                   Że jej miłość sprawiła cud wielki...
A w tym miejscu w jaskini ich życia...
W noc sierpniową... i krwistą do rana...
Na skale gdzie głowy trzymali...
Dwa kwiaty wyrosły tej nocy...
                                        Jeden wielki radosny... tęczowy...
                                        Niczym motyl mieniący swe barwy...
                                        Drugi smukły i czarny jak smoła...
                                        Niczym noc zamknięta w pudełku...
Dwa kwiaty nadziei i mroku...
Splecione liśćmi na zawsze...
Jednością silne... wzgardzone światem...
I ukryte przed słońcem głęboko...
Tylko siebie potrzebowały do życia..."
                                     [z netu]

BYĆ MOTYLEM...

Być motylem...
obudzić się na zielonej łące
 i wykąpać w kropelce rosy.

Być motylem...
usiąść na płatku różowej stokrotki
i ukoić się jej zapachem.

Być motylem...
zatańczyć z wiatrem wśród
obłoków i podarować słońcu uśmiech.

Być motylem...
zachwycać swym pięknem kogoś
obcego usiąść na ramieniu
i szepnąć do ucha
- popatrz, jaki świat jest piękny!
                                           [z netu]

POETKA

Poetka.

Czy to drobna kobietka
chodząca z głową w chmurach,
która
nie wie ile kosztuje schab?

Czy jej świat
jest wyłącznie tęczowy, kwiatowy
ewentualnie
tonie w bagnie
- zdradzonej miłości?

Czy poetka, rzuca się w pościg
za słowem,
kiedy normalny człowiek,
boryka się z życiem?

Czy pod przykryciem
- romantyki,
poetka szuka taktyki,
jak się wymigać
od przyziemnych spraw?

Chce sobie wygrać
życie wśród braw?

Poetka.

To zwyczajna kobieta.
Też czasem myśli o kotletach,
sprzątaniu, praniu, gotowaniu,
mężu, dzieciach,
o tym, że przeleciał
dzień jak mgnienie.

Czasem jest smutna,
czasem się śmieje.
Jest tak zwyczajna, że aż niemożliwa.
Może troszkę bardziej wrażliwa
na otoczenie...

Już sama nie wiem...
Kiedy kobieta jest poetką?
Może gdy lekko
słowa ze sobą splata
i delikatnie
układa
na dnie
serca czytelnika
- jak w szkatule zamyka
i wraca do spraw powszednich.

Może wtedy...

                    [Dorotek]

W ZIMOWY WIECZÓR

Za oknem już zimowy wieczór,
na niebie błyszczą gwiazd diamenty.
A księżyc chowa się na przekór,
to ukazuje znów nadęty.

W starym kominku ogień płonie,
upojna płynie wciąż muzyka.
Ja trzymam w swoich twoje dłonie,
serc naszych głośne bicie słychać.

Na myśl przychodzi wiele wspomnień,
dziś rozumiemy je inaczej.
Przytul się mocniej miła do mnie.
Słuchaj - za oknem wicher płacze.

Teraz mnie okryj czułym szeptem,
i przed miłością się nie wzbraniaj.
Ona na szczęście jest receptą,
jest miarą życia i przetrwania.
                                [Ryszard Kisiel "Wrobel"]

ROZMOWA BEZ SŁOWA

 

Z tobą choćby pomilczeć
Jakże jest ciekawie
Gdy siedzisz cała piękna
Przy swej małej kawie

I podnosisz filiżankę
Nie nazbyt wysoko
Jakbyś chciała sprawdzić
Czy jest jeszcze po co

Włosy twe kochane
Oczy twe kawowe
Jakże cię podziwiam
W tej cichej rozmowie

                                 [Adam Ziemianin]

"NIGDY NIE MÓW ŻEGNAJ"

  • Dlatego zawsze powtarzam, że czas znaczy TERAZ, jeśli kochać, to TERAZ, jeśli przepraszać, to TERAZ, jeśli trzymać za rękę, to TERAZ. Inaczej kiedyś jak ja będziecie prosić utraconą miłość o przebaczenie.
  • Jestem ojcem, nie mogę cię ukarać, ale dać ci radę: zostaw Richiego. Nie kochasz go. Nie pozwalasz mu odnaleźć prawdziwej miłości i sobie też. Taki niespełniony związek nie przyniesie nikomu szczęścia.
  • Ludzie powinni pobierać się tylko z miłości. Jeśli związek nie opiera się na miłości rozpadnie się.
  • Miłość i śmierć przychodzą nieproszone. Nikt nie ma na nie wpływu.
  • Nigdy nie mów „żegnaj”. „Żegnaj” odbiera całą nadzieję na ponowne spotkanie.
  • Nigdy nie słucham rad innych, jednak sam chętnie doradzam. Należy słuchać nieznajomych, czasami widzą więcej niż bliscy.
  • Oboje mamy wady. Różnica polega na tym, że ty zawsze mówisz o zakończeniu związku, a ja – o naprawianiu go.
  • Po latach znaleźliśmy szczęście i miłość, ale często myślimy – jaka szkoda, że po drodze musieliśmy złamać tyle serc.
  • Ponoć rany goją się z czasem. Niekiedy jednak wraz z biegiem czasu pogłębiają się.
  • To właśnie tego pięknego dnia poznałem swoją żonę. Dlatego co roku świętuję to nasze spotkanie i proszę ją o przebaczenie... by wybaczyła mi każdy dzień, w którym moje marzenia ważniejsze były od moich najbliższych; by wybaczyła każdy moment, w którym ją zraniłem i nawet nie próbowałem przeprosić. Ale najbardziej proszę, by wybaczyła mi te niezliczone chwile, gdy zapominałem jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Myślałem, że będę miał na to dużo czasu, ale myliłem się. Czas skończył się wraz z jej śmiercią...
  • Wielkie historie o niekończącej się miłości skończyły się dawno temu. Trzeba nauczyć się żyć z tymi malutkimi.
  • Wszyscy tutaj mówią o związkach, ale związki to nie słowa tylko okoliczności.
[Cytaty z filmu "Nigdy nie mów żegnaj"]

TEN POCAŁUNEK...

 

Ten pocałunek
pachniał jak rozgryziona łodyga maku
czerwono posypał się z warg
zakwitł
w miękkim wgłębieniu dłoni
kiedy wspiełam się na palce
dzwonił
w dojrzałym polu
lecz wtedy
nie było już mnie
znikłam
w tym złotym pocałunku

     [Halina Poświatowska]

MODLITWA O ŚMIECH

Śmiechu mi trzeba
Na te dziwne czasy
Śmiechu zdrowego
Jak źródlana woda

Niech mnie kołysze
W tej wielkiej podróży
I niech prowadzi
Gdzie śmieszna gospoda

Niech dźwięczy męczy
Aż do zadyszki
Śmiechu mi trzeba
Przede wszystkim

Niech się zatrzęsą
Od śmiechu ściany
Niechaj na zawsze
Będę nim pijany

Nic okrutnego
Nic cynicznego
Śmiechu mi trzeba
Bardzo ludzkiego

                                      [Adam Ziemianin]

WIERSZE NA ŚWIĘTO ZMARŁYCH - Ks. Jan Twardowski

O STALE OBECNYCH

Mówiła że naprawdę można kochać umarłych
bo właśnie oni są uparcie obecni
nie zasypiają
mają okrągły czas więc się nie spieszą
spokojni ponieważ niczego nie wykończyli
nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi
nie połykają tak jak my przerażonego sensu
nie udają ani lepszych ani gorszych
nie wydajemy o nich tysiąca sądów
zawsze ci sami jak olcha do końca zielona
znają nawet prywatny adres Pana Boga
nie deklamują miłości
ale pomagają znaleźć zagubione przedmioty
nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć
nie straszą pustka pełną erudycji
nie łączą świętości z apetytem
bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilkę
przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem
ocalili znacznie więcej niż duszę


BLISCY I ODDALENI

Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają
i muszą się spotkać aby się ominąć
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało
 są inni co się nawet po ciemku odnajdą
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
byliby doskonali lecz wad im zabrakło
 bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej
niektórzy umierają-to znaczy już wiedzą
miłości się nie szuka jest albo jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek
są i tacy co się na zawsze kochają
i dopiero dlatego nie mogą być razem
jak bażanty co nigdy nie chodzą parami
 można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem.

UMARLI
Najciszej drogą nieznaną
największe przychodzi samo
ten co rozdziela i łączy
zaczyna bez nas i kończy
badasz ważysz i śledzisz
swój brzeg bez odpowiedzi
słonie straszą bo wielkie
owady dlatego że małe
chodzą po ziemi po niebie
umarli dokoła ciebie