~ wiersz dla dzieci
Kiedy dziecko śpiewa –
śpiewa cały świat.
Cały świat piosenką jest,
śpiewa kot i śpiewa pies,
ptak na niebie, wiatr na drzewie,
świerszcz na łące…
Nawet kiedy pada deszcz,
to ten deszczyk śpiewa też,
że po deszczu, że po deszczu
będzie słońce.
Kiedy dziecko tańczy – tańczy cały świat.
Z rudym kundlem czarny kot,
drzewa z niebem, z ziemią płot,
ptak z obłokiem, wiatr z motylem,
świerszcz na łące…
Cały świat ma tyle lat,
ile dzieci mają lat,
te dzieciaki, co do tańca
wzięły słońce.
Kiedy dziecko płacze –
płacze cały świat.
Kot ma oczy pełne łez,
na podwórku płacze pies,
wiatr w kominie, mysz pod miotłą,
świerszcz na łące.
O, jak słono od tych łez,
nawet cukier słony jest,
o, jak ciemno, o jak zimno –
gdzie jest słońce?
Dajcie dzieciom słońce, żeby łez nie było,
Dajcie dzieciom słońce, dajcie dzieciom miłość.
Dajcie dzieciom słońce, całe słońce z nieba,
Żeby mogły tańczyć, mogły śpiewać.
Wanda Chotomska
DZIECI
~ wiersz na dzień dziecka
Dorastają znienacka przez miłość i potem tak nagle dorośli
trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie –
(serca schwytane jak ptaki, profile wrastają w ziemię a w półmrok).
Wiem, że w ich sercach bije tętno całej ludzkości.
Trzymając się za ręce, usiedli cicho nad brzegiem.
Pień drzewa i ziemia w księżycu: niedoszeptany tli trójkąt.
Mgły nie dźwignęły się jeszcze. Serca dzieci wyrastają nad rzekę.
Czy zawsze tak będzie – pytam – gdy wstaną stąd i pójdą?
Albo też jeszcze indziej: kielich światła nachylony wśród roślin
odsłania w każdej z nich jakieś przedtem nieznane dno.
Tego co w Was się zaczęło czy potraficie nie popsuć,
czy będziecie zawsze oddzielać dobro i zło?
trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie –
(serca schwytane jak ptaki, profile wrastają w ziemię a w półmrok).
Wiem, że w ich sercach bije tętno całej ludzkości.
Trzymając się za ręce, usiedli cicho nad brzegiem.
Pień drzewa i ziemia w księżycu: niedoszeptany tli trójkąt.
Mgły nie dźwignęły się jeszcze. Serca dzieci wyrastają nad rzekę.
Czy zawsze tak będzie – pytam – gdy wstaną stąd i pójdą?
Albo też jeszcze indziej: kielich światła nachylony wśród roślin
odsłania w każdej z nich jakieś przedtem nieznane dno.
Tego co w Was się zaczęło czy potraficie nie popsuć,
czy będziecie zawsze oddzielać dobro i zło?
SŁONKO
Wędrowało sobie słonko,
Uśmiechnięte, jasne, złote,
Szło nad gajem, szło nad łąką,
Napotkało w łzach sierotę -
Uśmiechnięte, jasne, złote,
Szło nad gajem, szło nad łąką,
Napotkało w łzach sierotę -
Ten się żali: - "Tak wesoło
Świecisz światu, słonko moje;
Uśmiechami sypiesz wkoło,
Gdy ja smutny we łzach stoję.
Obojętnie patrzysz na to,
Jak się ludzkie serca męczą...
I nad każdą ludzką stratą
Promienistą błyskasz tęczą."
Słonko na to: - "Biedne dziecię!
I mnie smutno na niebiosach,
Gdy o waszym myślę świecie
I o ludzi ciężkich losach.
Lecz nie mogę ustać w drodze,
By nad każdą boleć raną -
Więc w złocistym blasku chodzę,
Wypełniając, co kazano.
Nie pomogą próżne żale...
Ból swój niebu trza polecić -
A samemu wciąż wytrwale
Trzeba naprzód iść... i świecić!"
Świecisz światu, słonko moje;
Uśmiechami sypiesz wkoło,
Gdy ja smutny we łzach stoję.
Obojętnie patrzysz na to,
Jak się ludzkie serca męczą...
I nad każdą ludzką stratą
Promienistą błyskasz tęczą."
Słonko na to: - "Biedne dziecię!
I mnie smutno na niebiosach,
Gdy o waszym myślę świecie
I o ludzi ciężkich losach.
Lecz nie mogę ustać w drodze,
By nad każdą boleć raną -
Więc w złocistym blasku chodzę,
Wypełniając, co kazano.
Nie pomogą próżne żale...
Ból swój niebu trza polecić -
A samemu wciąż wytrwale
Trzeba naprzód iść... i świecić!"
Adam Asnyk
ZACHÓD SŁOŃCA
Gdy zachodzące słońce
rzeźbi na grzbietach chmur
odległe szczyty, wieże zamków
z zapomnianych legend
Idę przez miasto pomiędzy szumem ulic
Patrząc na wyspy
niebieskiego oceanu i
pomiędzy nimi - majestatyczne
stwory ze świata czerni i bieli
Czasem czekam tylko
na zachód słońca
ciepło czyiś ramion
Gdy jasna łuna na horyzoncie
zakończy nasz dzień
rzeźbi na grzbietach chmur
odległe szczyty, wieże zamków
z zapomnianych legend
Idę przez miasto pomiędzy szumem ulic
Patrząc na wyspy
niebieskiego oceanu i
pomiędzy nimi - majestatyczne
stwory ze świata czerni i bieli
Czasem czekam tylko
na zachód słońca
ciepło czyiś ramion
Gdy jasna łuna na horyzoncie
zakończy nasz dzień
Jarosław Zieliński
GDY W UŚCISK...
Gdy w uścisk wiotką kibić twą
Oplotem zamknę - i upojnie
Z zachwytu i rozkoszy drżąc
Słowa miłości sypię hojnie,
Ty - od uścisku ramion mych
Milcząc uwalniasz się i słaniasz,
I odpowiadasz w zamian mi
Uśmiechem... lecz niedowierzania.
Żałosne dzieje dawnych zdrad
W pamięci przechowując skrzętnie,
Słów moich słuchasz obojętnie
I osowiała patrzysz w świat.
Przeklinam grzeszną młodą krew,
Przemyślne dawnych lat zabiegi
I tajne schadzki, i przeszpiegi
W ogrodach, nocą, w mroku drzew,
I szepty słodkie i szalone,
I wierszy melodyjny wiew,
Pieszczoty łatwowiernych dziew
I łzy, i skargi ich spóźnione
Oplotem zamknę - i upojnie
Z zachwytu i rozkoszy drżąc
Słowa miłości sypię hojnie,
Ty - od uścisku ramion mych
Milcząc uwalniasz się i słaniasz,
I odpowiadasz w zamian mi
Uśmiechem... lecz niedowierzania.
Żałosne dzieje dawnych zdrad
W pamięci przechowując skrzętnie,
Słów moich słuchasz obojętnie
I osowiała patrzysz w świat.
Przeklinam grzeszną młodą krew,
Przemyślne dawnych lat zabiegi
I tajne schadzki, i przeszpiegi
W ogrodach, nocą, w mroku drzew,
I szepty słodkie i szalone,
I wierszy melodyjny wiew,
Pieszczoty łatwowiernych dziew
I łzy, i skargi ich spóźnione
PORANEK
Nad morzem leży wioska o białych domach
pod zastygłymi ciemnymi falami lądu...
Ku wiosce zdąża młoda para
z porannym słońcem w oczach,
spotykają starego rybaka, szarego wilka morskiego,
niesie na plecach kosz
pełen zielonych wijących się węgorzy...
przychodzi z morza,
pachnący listowiem i zaróżowieni miłością...
Oto dwie strony życia w ten poranek.
Artur Lundkvist
pod zastygłymi ciemnymi falami lądu...
Ku wiosce zdąża młoda para
z porannym słońcem w oczach,
spotykają starego rybaka, szarego wilka morskiego,
niesie na plecach kosz
pełen zielonych wijących się węgorzy...
przychodzi z morza,
pachnący listowiem i zaróżowieni miłością...
Oto dwie strony życia w ten poranek.
Artur Lundkvist
SEN PROFETYCZNY
Ubiegłej nocy śniły mi się Anioły.
Krążyły nade mną ciężkim łopotem skrzydeł rozrywając nocną
ciszę. Stałem na skale, wysoko, niczym Podróżnik po morzu
chmur z obrazu Friedricha. Na policzkach czułem chłodny
pocałunek wiatru.
W oddali jaśniał sierp księżyca; kim jest ten złodziej, co ze świetlistym
workiem na plecach podniebnym traktem przemyka?
Co chwilę któryś z Aniołów przysiadał się do mnie i opowiadał
historie. Za każdym razem, poruszony, patrzyłem z zaskoczeniem
w jego stronę i odpowiadałem: Znam to, znam! To historia o mnie!
To przydarzyło się właśnie mnie!
I słyszałem wciąż tę samą odpowiedź: Tak, to historia o tobie,
gdyż kiedyś byłem twoim aniołem stróżem. Wyznaczono mi twój los
na pięć lat.
O świcie okazało się, że rozmawiało ze mną osiem Aniołów.
A później śniłem o gałązkach drzew. Smakujących życie.
Śniły mi się fale wiatru chłodzące liście zmęczone słońcem.
Słyszałem ich delikatne szemranie, niby kryształowej wody z górskiego
potoku; opowieść drzewa o minionej nocy rozproszonej skrzącym się
świtem dnia.
I pomyślałem sobie: mógłbym być drzewem opiewającym szum wiatru
i świergot ptaków odnajdujących schronienie.
Rozłożystym dębem dającym ochłodę w skwarny dzień lub wysoką
topolą rozcinającą całun nieba.
Albo iglastym cedrem, z którego wyrzeźbiono drewnianego człowieka.
Krążyły nade mną ciężkim łopotem skrzydeł rozrywając nocną
ciszę. Stałem na skale, wysoko, niczym Podróżnik po morzu
chmur z obrazu Friedricha. Na policzkach czułem chłodny
pocałunek wiatru.
W oddali jaśniał sierp księżyca; kim jest ten złodziej, co ze świetlistym
workiem na plecach podniebnym traktem przemyka?
Co chwilę któryś z Aniołów przysiadał się do mnie i opowiadał
historie. Za każdym razem, poruszony, patrzyłem z zaskoczeniem
w jego stronę i odpowiadałem: Znam to, znam! To historia o mnie!
To przydarzyło się właśnie mnie!
I słyszałem wciąż tę samą odpowiedź: Tak, to historia o tobie,
gdyż kiedyś byłem twoim aniołem stróżem. Wyznaczono mi twój los
na pięć lat.
O świcie okazało się, że rozmawiało ze mną osiem Aniołów.
A później śniłem o gałązkach drzew. Smakujących życie.
Śniły mi się fale wiatru chłodzące liście zmęczone słońcem.
Słyszałem ich delikatne szemranie, niby kryształowej wody z górskiego
potoku; opowieść drzewa o minionej nocy rozproszonej skrzącym się
świtem dnia.
I pomyślałem sobie: mógłbym być drzewem opiewającym szum wiatru
i świergot ptaków odnajdujących schronienie.
Rozłożystym dębem dającym ochłodę w skwarny dzień lub wysoką
topolą rozcinającą całun nieba.
Albo iglastym cedrem, z którego wyrzeźbiono drewnianego człowieka.
Tomasz Jakubiak
UWIERZ W ANIOŁY
Uwierz w Anioły
nawet jeśli ich skrzydła są czarne
Uwierz w Diabła
choćby na jego rogach spoczywała
płonąca aureola
Uwierz w ślepą miłość
i równie ślepą nienawiść
Uwierz w słowa, z których szydzi czas
Uwierz w strach
Uwierz oczom i spragnionym dłoniom
obrazom pełnym barw i zaklętego
Milczenia
Uwierz w dotyk, w muzykę i w głos,
i w ciszę
Uwierz w tysiące codziennych spraw
Któregoś dnia uwierz
we mnie
Tomasz Jakubiak
nawet jeśli ich skrzydła są czarne
Uwierz w Diabła
choćby na jego rogach spoczywała
płonąca aureola
Uwierz w ślepą miłość
i równie ślepą nienawiść
Uwierz w słowa, z których szydzi czas
Uwierz w strach
Uwierz oczom i spragnionym dłoniom
obrazom pełnym barw i zaklętego
Milczenia
Uwierz w dotyk, w muzykę i w głos,
i w ciszę
Uwierz w tysiące codziennych spraw
Któregoś dnia uwierz
we mnie
Tomasz Jakubiak
MACIERZANKOWA DZIEWCZYNA
Letnią pora
Pachnącą wiśniami
Macierzankową miedzą
Pośród łanów zbóż
Szła dziewczyna
Z jasnymi włosami
Szła radosna
Dziś nie ma jej już
Jasne włosy
Szron, szron przypruszył siwy
Modre oczy przygasły
Wśród rzęs
Młodość zabrał czas
Koń srebrno - grzywy
Rozpędzony aż po życia kres
Tylko wiedza wśród pól pozostała
Macierzankowa... liliowy chodnik do
Nieba
Moje pieśni młodzieńcze zabrała
Został tylko zapach matczynego chleba
Emilia Zimnicka
Pachnącą wiśniami
Macierzankową miedzą
Pośród łanów zbóż
Szła dziewczyna
Z jasnymi włosami
Szła radosna
Dziś nie ma jej już
Jasne włosy
Szron, szron przypruszył siwy
Modre oczy przygasły
Wśród rzęs
Młodość zabrał czas
Koń srebrno - grzywy
Rozpędzony aż po życia kres
Tylko wiedza wśród pól pozostała
Macierzankowa... liliowy chodnik do
Nieba
Moje pieśni młodzieńcze zabrała
Został tylko zapach matczynego chleba
Emilia Zimnicka
WASZE WIERSZE
Wiersze wasze czytam nawet we śnie
są zawsze ze mną gdzie tylko ja chce.
Biorę ich ze sobą na moją drogę życia
Tam gdzie jest radość ich wydobycia.
One dają spokój kojenie mej duszy
Aż się chce wstawać i w świat wyruszyć.
Czytam je wytrwale z chęcią i z miłością
By nie wstać dziś lewą nogą albo ze wściekłością.
Dziękuje za wiersze które czytać będę.
I już utworzyłem potężną nimi księgę.
By zawsze móc wracać kiedy tylko zechcę
Kiedy moja dusza zapragnie ich czytać raz jeszcze!.
Stanisław Krysiński
są zawsze ze mną gdzie tylko ja chce.
Biorę ich ze sobą na moją drogę życia
Tam gdzie jest radość ich wydobycia.
One dają spokój kojenie mej duszy
Aż się chce wstawać i w świat wyruszyć.
Czytam je wytrwale z chęcią i z miłością
By nie wstać dziś lewą nogą albo ze wściekłością.
Dziękuje za wiersze które czytać będę.
I już utworzyłem potężną nimi księgę.
By zawsze móc wracać kiedy tylko zechcę
Kiedy moja dusza zapragnie ich czytać raz jeszcze!.
Stanisław Krysiński
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)