
Potem wpada nagle z pozornym bezdechem
Oszalała i uderza swym zwodniczym echem,
A ogromna rzeka spada w bezdennej dolinie.
Tu upadek! Przerażenie wywołane od jego grzmotów,
Tak samo u ptaków wędrownych, które się masowo oddalają
W bezkresną otchłań, gdzie się sklepienia nieba roztaczają,
Jego wstęga ognia na łożu mglistych obłoków.
Wszystko drży, zamienia tę potężną lawinę
Wody, wśród gór zielonych, w białą pianę
Dziką, wściekłą, skaczącą, ryczącą...
A jednak, mój Boże, ta rozszalała fala,
Która skały kruszy, dęby zapyla,
Szanuje małą słomkę obok przelatującą.
Louis-Honoré Fréchette
tłum. Ryszard Mierzejewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam prośbę do komentujących - wpisujcie opinie na temat wiersza,
proszę o konstruktywną krytykę.
Bardzo proszę, podpisujcie się IMIENIEM lub PSEUDONIMEM!
Nie bądźcie anonimowi! Dziękuję.