BAŚŃ ZIMOWA

Cieszmy się! Błoń zakwitła pierwszym śniegu puchem.
Rozdzwoń swe serce śmiechem, w białe dłonie klaśnij!
Wybiegniem na mróz nadzy i z ostrym podmuchem
Damy włosom swym użyć wietrznej, psotnej waśni.
"W biały ogień wyiskrzy nam mróz krew czerwoną!

Wicher hula! Z łoskotem lód pęka na rzece!
Po błoniach, kędy stopy w pianach śniegu toną,
Polecę, na pierś wziąwszy cię swą, hej, polecę!
Tam bór stary, gdzie zima serce swe ukryła,
Srebrny kwiat szronolihtny, w szkle lodu zamknięty...
Gdzieś dawno bajka moja łzy tęsknot zeń piła...
Przetom czasem jak święty... czasem jak przeklęty...
Ostre biczyska mrozu dzielnie tną nam twarze. -
W powietrzu odmłodzonern, suchem i wesołem
Lećmy igrając z mrozem, aż nam się ukaże
Bór, gdzie nikt nie był dotąd, a my będziem społem.
Lekkim i skocznym tanem ścigajmy wichr w biegu,
Mróz rozpętał swe szczęście, oszalał z radości!
Ostrożnie, byle jeno nie pokalać śniegu,
Bo zima rozkochała się w swojej białości. - 
 Całe niebo wełnistych, puszystych obłoków
Padło na ciche pola. - Ja cię, jak wichr, niosę,
Za nami już sto stai;iń, przed nami sto kroków
I oto bór! - Skocz z piersi mej na stopy bose...


 
Wstrzymaj oddech... Bór wkoło ponury i ciemny,
Gałęzie obarczone śniegami śpią w głuszy...
Wnętrza gęstw mrok rozszerza trwożny i tajemny...
Wkuło tak uroczyście i cicho jak w duszy...


A wśród boru śniegami zawiana polana,
Weselom nocnych wichrów dając wolne pole,
Jak jakaś biała chwila życia zapomniana,
Marzy... tą samą bielą co na twoim czole...


  
Rozpatrz się... Tam zaryta w sypkie zasp okopy
Chata chroma... Ta w śniegu wydeptana smuga
W nią wiedzie... Nie wiesz, czyje ubiły ją stopy...
Mrok pada, okno ciepłym światłem na nas mruga...
 Strzecha gnie się pod pierzyn ciężarem puchowym,
Co przypomnieniem ciepła wnętrze chaty grzeje...
Krawędź strzechy zjeżona szeregiem lodowym
Sopli... Zwierz-mróz sio zimnym rzędem zębów śmieje..
Zmierzch pada... Błękitnieją fioletem zasp wały.
Ukryjmy się za pniami... Cicho... Za chwil kilka
Będą się tutaj dzisiaj dziwne dziwy działy...
Mrok otwiera swą duszę... Dech w piersi umilka...
A szyby okien śmieją się światła gawędą...
Drzewa się wnet obudzą i wnet się ożywią
(Gdy miesiąc błyśnie) cichą radością, że będą
Dziwić się temu, czemu co nocy się dziwią...
Na widnokręgu księżyc wyrwał się z ciemności,
Przedarł się przez chmur śnieżną siejbę i drzew ciszę,
Tknął polanę Gatunkiem swej srebrnej miłości
I światłem zagrał w sople jak w szklane klawisze...
A drzewom krew zamarła ocknęła się w żyłach
I radością ruszyły się w ziemi koronie...
Powiew niepokój budzi w białych śniegu pyłach,
Padających jak kwiaty z niebiosów w omdlenie...
I srebrna zawierucha śniegu i księźyca

Zapukała w wesołe okna cieplej chaty...
Drzwi się rozwarły, blade wyjrzały z nich lica
I wyszedł z izby starzec biały i brodaty...
Miał biały płaszcz włochaty śnieżystym kożuchem,
Na który długa broda kładła srebro siwe;
Włos mlecznej siwej głowy żył wiatru podmuchem
I zatarł starzec ręce ucieclią szczęśliwe...
Przesunął wzrok po soplach lśniących szklanym sznurem,
Uciszył dłonią wiatru zabawy i swary,
A śnieg na skroń mu padał... padał... aż kapturem
Wysokim, miękkim nakrył mu głowę i bary...
Starzec wziął dwie gałązki w dłonie... ważył chwilę
I zagrał w sople lodu jak w szklane cymbały...
Płaty śniegu się porwą jak białe motyle
I zawiodą marzący, lotny taniec biały...
A biały gędźbiarz zimy gra... Bór słucha czarny
I słuchając polanę obstąpiły kołem
Zwabione wilki, dziki, niedźwiedzie i sarny,
Oszołomione cudu śnieżnego żywiołem...
A biały gędźbiarz zimy gra.,. W lodowe sople

Dzwoni, aż w sen rozpieścił okrąg leśnej głuszy...
Padają kwiaty śniegu i jak szklane krople
Spadają dźwięki w biały zachwyt naszej duszy...
Leopold Staff

MIJA ROK

 ~ fragment wiersza
 
Mija rok, dobry rok,
Z żalem dziś żegnam go,
Miejsce da nowym dniom,
Stary rok, dobry rok

Mija dla nas dniem szczęśliwym,
W którym znów jesteśmy razem.
Nieraz nam smutek niósł,
Nieraz nam radość niósł.

Pierwszej gwiazdy dziś zapytaj
Co następny rok przyniesie.
Czekam ja, czekasz ty,
Północ już, zegar zaczął bić.
                            Krzysztof Dzikowski

KOCHAM ZIMĘ

Śnieg zasypał ogród cały
i rozścielił dywan biały
tuż za domem i przed domem
na trawniku i chodniku
i w sadzie i w warzywniku.
W białych sukniach strojne drzewa
wiatr zimową pieśń im śpiewa
ule wdziały czapy białe
a krzewiny kopulaste
peleryny też pierzaste
że rozpoznać ich nie sposób
pośród zasp i białych stosów.
Śnieżne górki i pagórki
jakieś fale i kopułki
wiatr przenosi i układa
a śnieg ciągle jeszcze pada.
Tyle piękna jest w przyrodzie
nawet jeśli nos nam zmrozi
lodowatą da pierzynę
kocham zimę
kocham zimę.
                          Zofia Kobyłecka
                                                              Fot. Chibusia


WIECZÓR WIGILIJNY

To właśnie tego wieczoru,
gdy mróz lśni, jak gwiazda na dworze,
przy stołach są miejsca dla obcych,
bo nikt być samotny nie może.

To właśnie tego wieczoru,
gdy wiatr zimny śniegiem dmucha,
w serca złamane i smutne
po cichu wstępuje otucha.

To właśnie tego wieczoru
zło ze wstydu umiera,
widząc, jak silna i piękna
jest Miłość, gdy pięści rozwiera.

To właśnie tego wieczoru,
od bardzo wielu wieków,
pod dachem tkliwej kolędy
Bóg rodzi się w człowieku.
                                        Emilia Waśniowska

CHOINKA

Śnieżek prószy i prószy!
Chodźmy do leśnej głuszy
po świerk mały.
Zapach jego już znacie,
będzie pachniał nam w chacie
jak las cały.

Postawimy go w kącie,
damy szatki błyszczące
srebrem, złotkiem.
Zawiesimy kwiateczki,
koguciki, gwiazdeczki,
serduszka słodkie.

A co dalej? - Toć wiecie,
gdy narodzi się dziecię
wśród pasterzy,
zaśpiewamy wzruszeni
przy świerkowej zieleni,
„W żłobie leży”.
                                             Lucyna Krzemieniecka

MODLITWA NIENARODZONEGO

Mężczyzno i Kobieto, którzy jesteście na Ziemi.
Wy nas tworzycie.
My, jeszcze nienarodzeni, błagamy was:
Pozwólcie nam jeść nasz chleb powszechni,
Który buduje nasze ciała.

Pozwólcie nam mieć czystą wodę,
Która ożywia naszą krew.
Pozwólcie nam mieć czyste powietrze,
Takie, by każdy oddech był pieszczotą.
Pozwólcie nam dotykać płatków jaśminu i róży.
Które są tak delikatne jak nasza skóra.

Mężczyzno i Kobieto, którzy jesteście na Ziemi.
Wy nas tworzycie.
My, jeszcze nienarodzeni, błagamy was:
Nie dawajcie nam świata pełnego gwałtu i strachu,
Ponieważ nasz dusze będą pełne gwałtu i strachu.
Nie dawajcie nam przemocy i nie zostawiajcie zatrutej ziemi,
Ponieważ nasze ciała będą chore i obrzydliwe.

Pozwólcie nam raczej zostać tam, gdzie jesteśmy.
Niż posyłać nas
Do skręcającej się w bólach, samą siebie niszczącej ludzkości.

Mężczyzno i Kobieto, którzy jesteście na Ziemi.
Wy nas tworzycie.
My, jeszcze nienarodzeni, błagamy was:
Jeśli jesteście gotowi kochać i być kochanymi,

Wezwijcie nas na tę Ziemię
Tysiąca cudów
I urodzimy się,
By kochać i być kochanymi.
                  Diana Whitmore
                    ~ "Napisałam ten wiersz sercem"



PRZYPOWIEŚĆ O ORLE

Pewien człowiek znalazł jajko orła.
Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie.
Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt
i wyrósł wraz z nimi.
Orzeł przez całe życie
zachowywał się jak kury z podwórka,
myśląc, że jest podwórkowym kogutem.
Drapał w ziemi szukając glist i robaków.
Piał i gdakał. Potrafił nawet
trzepotać skrzydłami
i fruwać kilka metrów w powietrzu.
No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają koguty?
Minęły lata i orzeł zestarzał się.
Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą,
na czystym niebie wspaniałego ptaka.
Płynął wspaniale i majestatycznie
wśród prądów powietrza,
ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami.
Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.
- Co to jest? - zapytał kurę stojącą obok.
- To jest orzeł, król ptaków - odrzekła kura. - Ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni niż on.
Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł wierząc, że jest kogutem w zagrodzie. 
Anthony de Mello z książki "Przebudzenie"



BYĆ SMOKIEM

 Gdybym jak Salomon
miała wyrazić życzenie,
chciałabym być smokiem,
symbolem władzy nieba.
Smokiem małym jak jedwabnik lub ogromnym:
Czasem niewidzialnym.
 
Szczęśliwe istnienie!
                                  Marianne Moore

TRZY DRZEWKA

 Pewnego razu, na wzgórzu, rosły sobie trzy drzewa. Rozmawiały one o swoich marzeniach i nadziejach, kiedy pierwsze z nich powiedziało: "Mam nadzieje, że pewnego dnia będę skrzynią, w której trzymane będą klejnoty. Będę wypełnione złotem, srebrem i cennymi klejnotami. Będę mogło być ozdobione rozmaitymi rzeźbami i każdy będzie mógł zobaczyć moje piękno."
 
    Wtedy drugie drzewo powiedziało: "Może pewnego dnia stanę się potężnym statkiem. Uniosę na swym pokładzie króla i królową i popłyniemy poprzez szerokie wody aż na krańce wiata. I każdy będzie czuł się bezpiecznie, z powodu solidności kadłuba, który ze mnie będzie zbudowany."

     W końcu trzecie drzewo powiedziało: "Chce rosnąć, aby być najwyższe i najbardziej proste w całym lesie. Ludzie zobaczą mnie na szczycie wzgórza i będą spoglądać na moje gałęzie, i my leć o niebie i o Bogu i o tym, jak blisko Jego jestem. Ja będę największym drzewem wszechczasów i ludzie zawsze będą o mnie pamiętać."

     Po kilku latach modlitwy o to, aby ich marzenia się spełniły, grupa drwali natknęła się na nie. Kiedy jeden drwal zbliżył się do pierwszego drzewa odrzekł: "To tutaj wygląda na mocne, silne drzewo, wydaje mi się, że będę mógł sprzedać je stolarzowi" i zaczął je ścinać. Drzewo było szczęśliwe, ponieważ wiedziało, ze stolarz zrobi z niego piękną skrzynie.

     Przy drugim, drwal powiedział: "To drzewo również wygląda na mocne, powinienem je sprzedać do stoczni" i drugie drzewo również było szczęśliwe, bo wiedziało, że jest to dla niego możliwość stania się potężnym statkiem.

     Kiedy drwal podszedł do trzeciego drzewa, drzewo było przerażone, gdyż wiedziało, ze jeżeli zostanie ścięte, jego marzenia się nie spełnią. Jeden z drwali postanowił sobie je zabrać.

     Wkrótce po przybyciu do stolarza, z pierwszego drzewa zostały zrobione karmniki, koryta i żłoby dla zwierząt. Zostało więc postawione w stodole i wypełnione sianem. To wcale nie było to, o co drzewo się modliło. Drugie drzewo zostało cięte i zrobiono z niego małą łódkę rybacka. Skończyły się jego sny o staniu się potężnym statkiem i braniu na swój pokład koronowanych głów. Trzecie z nich zostało pocięte na wielkie belki i pozostawione w ciemności.
 
    Lata mijały, i drzewa zapomniały już o swoich marzeniach. Pewnego dnia mężczyzna i kobieta weszli do szopki. Kobieta urodziła i położyła niemowlę na sianie, wypełniającym żłobek zrobiony z pierwszego drzewa. Drzewo mogło odczuć powagę tego wydarzenia i wiedziało, że nosi największy skarb wszechczasów.

     Minęło nieco lat. Grupa ludzi wybrała się na połów w łódce zrobionej z drugiego drzewa. Jeden z nich był bardzo zmęczony i ułożył się do snu. Kiedy wypłynęli na szerokie wody, zerwała się burza i drzewo pomyślało, że nie będzie wystarczająco silne, aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo. Mężczyźni obudzili śpiącego, a on wstał i powiedział "Pokój!", a wtedy burza ustała. Wtedy już drzewo wiedziało, że ma na swoim pokładzie Króla królów.

     W końcu przyszedł kto i zabrał trzecie drzewo. Było niesione ulicami, tłum zaś kpił z człowieka, który je niósł. Kiedy się zatrzymali, człowiek ten został przybity gwoździami do drzewa i podniesiony, aby umierać na szczycie wzgórza. Kiedy nadeszła niedziela, drzewo zrozumiało, że było wystarczająco silne, aby stać na szczycie wzgórza i być tak blisko Boga jak tylko możliwe, ponieważ to na nim został ukrzyżowany Jezus.

   Morał tej historii jest taki, że kiedy wydaje ci się, że wszystko idzie nie po twojej myśli, zawsze wiedz, ze Bóg ma dla ciebie pewien plan. Jeśli Mu zaufasz, obdarzy cię hojnie. Każde z drzew otrzymało to, o co prosiło, ale nie w sposób, w jaki to sobie wyobrażało. My nigdy nie wiemy, jakie są plany Boga wobec nas. Wiemy tylko, że Jego drogi, nie są naszymi drogami, ale Jego drogi są zawsze najlepsze.
                                                                                                   

  ~ z netu 

 

W KRAINIE WILKA

 


Pośród połonin
i wzgórz Bieszczad
wznosi się kraina,
gdzie przyrody trwa
nieskalany pejzaż,
co budzi zachwytem
- a knieja zasłuchana
w wycie wilków
przegląda się
w księżycowej pełni...
        Krzysztof Jan Szpetkowski

PORANEK

 

Budzi się z nocy
z ciszy uśpienia - wypływa ...
Wstaje z ciemności
z szarości nieba ...
Wznosi się, wschodzi
z mgły bladej nicości
z pustki zagubienia
z otchłani niebytu ...

Brzask słońca!
Świt jasny!
Dzień nowy!
Blask tworzenia!
               Krzysztof Jan Szpetkowski

JAPOŃSKIE HAIKU ŚMIERCI / NIE ŻYJE AKTOR Z FILMÓW "SZYBCY I WŚCIEKLI"

Tylko śmierć zna spokój
Życie jest
jak rozpuszczający się śnieg
 
NANDAI

O świcie
kwiaty otwierają
bramy raju
 
SAIMU
 
Jesienne kwiaty mej modlitwy
kryją w sobie
nasionka raju
 
KINEI

Pożegnalny prezent
dla mego ciała -
ostatni oddech
 
ENSEI

Tej nocy kiedy zrozumiałem
że świat jest jak kropla rosy
Przebudziłem się ze snu
 
RETSUZAN

Odchodzę w bezchmurne
niebo i zimny księżyc
moje serce wciąż czyste 
SENSEKI

Śmiertelne wiersze
są jak sen
śmierć pozostaje śmiercią
 
TOKO

Budzę się i widzę
kolorowy irys
z mego snu
 
SHUSKIKI

W moim sercu
lód rozpuszcza się
w czystą wodę
 
HYAKKA

Samotny liść opada
w czystym
jesiennym powietrzu
 
GOHEI