Muszę zacząć od księżyca -
przepraszam prawdziwych poetów.
Księżyc był za chmurami,
chmury oświetlały rzekę,
ale nie tak, żebym się nie bała,
tylko żebym musiała powiedzieć,
że jeśli się utopić,
to za dnia.
Wypowiedziałam zaklęcie,
droga stała się mniej zdradliwa.
Dwa łabędzie płynęły obok siebie,
równie białe i równe sobie,
obejrzały się na mnie jednocześnie,
jakby miały jedną duszę.
Podeszłam bliżej, bo może
były poruszane
za pomocą jednego sznurka,
po prostu.
- A co to za różnica?
- spytały łabędzie.
- Żadna - wydaje mi się, że powiedział
ten, kto trzymał sznurek.
[Justyna Bargielska]
przepraszam prawdziwych poetów.
Księżyc był za chmurami,
chmury oświetlały rzekę,
ale nie tak, żebym się nie bała,
tylko żebym musiała powiedzieć,
że jeśli się utopić,
to za dnia.
Wypowiedziałam zaklęcie,
droga stała się mniej zdradliwa.
Dwa łabędzie płynęły obok siebie,
równie białe i równe sobie,
obejrzały się na mnie jednocześnie,
jakby miały jedną duszę.
Podeszłam bliżej, bo może
były poruszane
za pomocą jednego sznurka,
po prostu.
- A co to za różnica?
- spytały łabędzie.
- Żadna - wydaje mi się, że powiedział
ten, kto trzymał sznurek.
[Justyna Bargielska]
Bardzo mi się podoba ten utwór ....
OdpowiedzUsuńŁabędzie... tego wiersza nigdywcześniej nie czytałem, ciekawy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dalia.. Evan.. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń