Kiedyś pływały łabędzie,
wtulając się w świeżą trzcinę.
Jesienią śniły żołędzie,
by spojrzeć na nie przez chwilę:
wgłębić się w urok i piękno,
uciec z gęstej ściółki lasu.
Popłynąć za nimi rzeką srebrną,
ale zabrakło im czasu.
Nie zorientowały się ptaki,
iż takie wzbudzały pożądanie.
Kochały się w nich zza trzciny
żołędzie panowie i panie.
Ale puch ich przysypał -
wtulając się w świeżą trzcinę.
Jesienią śniły żołędzie,
by spojrzeć na nie przez chwilę:
wgłębić się w urok i piękno,
uciec z gęstej ściółki lasu.
Popłynąć za nimi rzeką srebrną,
ale zabrakło im czasu.
Nie zorientowały się ptaki,
iż takie wzbudzały pożądanie.
Kochały się w nich zza trzciny
żołędzie panowie i panie.
Ale puch ich przysypał -
nie usłyszeli chlupotu.
I teraz sami, wdziękiem zimy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam prośbę do komentujących - wpisujcie opinie na temat wiersza,
proszę o konstruktywną krytykę.
Bardzo proszę, podpisujcie się IMIENIEM lub PSEUDONIMEM!
Nie bądźcie anonimowi! Dziękuję.