SEN O KOŃCU KARNAWAŁU

Byłem z tobą. Nasze kostiumy były czarne i czarne były nasze maski.
Szliśmy wśród tłumu, uroczyście,
W pełni świadomi naszego posępnego wyglądu,
kontrastującego z uczuciem szczęścia,
które było w nas... Które przenikało nas jak ognisty miecz...
Jak ognisty miecz, który przeszywał ekstatyczne święte...
I miałem wrażenie w moim śnie, że podczas gdy byliśmy
ubrani na czarno, tak całkiem czarni z wierzchu,
wewnątrz przeciwnie, wszystko było jasne i świetliste...

To były ostatki. Niezliczony tłum
Wrzał. Pośród odgłosów fanfar
Przechodziły wspaniałe orszaki.
Były tam niewinne alegorie, w ludowym stylu i w ostrych kolorach,
Najpierw szły wystrojone kobiety o podejrzanej reputacji,
i obfitym biuście – jak Wenus dla kasjerów.
Przedstawiały sobą boginie – bogini tego, bogini tamtego, półnagie i ogłupiałe.
Tłum, chciwy zamieszania,
przemieszczał się w zgiełku,
Przyjmował owe boginie z wrzaskiem.

My szliśmy trzymając się za ręce, uroczyście.
O posępnym wyglądzie, czarni, czarni...
Ale wewnątrz nas wszystko było jasne i świetliste.
I poza nami nie było tam radości.
Radość była w nas.
Tylko wewnątrz nas była radość.
- Głęboka, cicha radość.
[Manuel Bandeira]

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Mam prośbę do komentujących - wpisujcie opinie na temat wiersza,
proszę o konstruktywną krytykę.
Bardzo proszę, podpisujcie się IMIENIEM lub PSEUDONIMEM!
Nie bądźcie anonimowi! Dziękuję.